Zamknij

Region: Postrach nauczycieli - wypadek w szkole

14:00, 20.11.2014 Aktualizacja: 09:58, 06.12.2015
Skomentuj

W czwartek (13.11) w godzinach porannych w Publicznym Gimnazjum nr 1 w Nowym Dworze Mazowieckim, po skończonych zajęciach z wychowania fizycznego zasłabła jedna z uczennic. Wezwano rodziców, a dopiero potem karetkę pogotowia. Dlaczego szkoły nie respektują przepisów Ministerstwa Edukacji?

Zasłabnięcie miało miejsce w nowodworskiej szkole. Nauczycielka wf-u  natychmiast zajęła się uczennicą, a szkoła o zdarzeniu poinformowała rodziców dziewczynki. Ponieważ stan zdrowia był poważny, rodzice zażądali wezwania pogotowia ratunkowego. Po kilku minutach na teren szkoły wjechała karetka z Kazunia Polskiego. Ratownicy medyczni po przeprowadzeniu szybkiej diagnostyki w szkole, zadecydowali o przewiezieniu pacjentki do szpitala.

Szkoła pod lupą kuratorium


Informacja o takim sposobie pomocy poszkodowanej uczennicy zbulwersowała pracowników Mazowieckiego Kuratorium Oświaty. Sposób postępowania w takich sytuacjach, jak ta która miała miejsce w gimnazjum w Nowym Dworze Mazowieckim, jest regulowany przez odpowiednie rozporządzenia. Czytamy o tym m.in. w "Rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach ".

Karetka pogotowia pod nowodworską szkołą Fot. MK/Legio24.pl

 Szkoła złamała procedury?


Według przepisów pracownik szkoły lub placówki, który powziął wiadomość o wypadku niezwłocznie zapewnia poszkodowanemu opiekę, w szczególności sprowadzając fachową pomoc medyczną. - Tak więc nauczyciel zobowiązany jest przepisami rozporządzenia, aby natychmiast wezwać pogotowie ratunkowe - poinformował Andrzej Kulmatycki z Kuratorium Oświaty w Warszawie. Dlaczego w nowodworskim gimnazjum najpierw wezwano rodzica? Dlaczego dopiero rodzic wezwał pogotowie?

Nauczyciel ocenił stan zdrowia?


Z informacji przekazanych przez nauczyciela wynikało, że nie było zagrożenia życia czy zdrowia ucznia. Dlatego decyzję co do dalszego postępowania zostawiono wezwanym do szkoły rodzicom. Tu niestety nasuwa się pytanie, co w przypadku kiedy rodzice pracują w Warszawie i nie mogą od razu zgłosić się do szkoły? Czy wtedy uczeń będzie czekać na przyjazd pogotowia do czasu przyjazdu rodziców, którzy sami wezwą medyków? Zastanawiające jest również to, na jakiej podstawie nauczyciel ocenia stan zdrowia ucznia? Przecież do takich diagnoz uprawnieni są tylko pracownicy służby zdrowia, którzy latami uczą się ratowania życia i zdrowia.

Karetka pogotowia pod nowodworską szkołą Fot. MK/Legio24.pl

"Bezpieczna Szkoła"


Publiczne Gimnazjum nr 1 w Nowym Dworze Mazowieckim zostało wyróżnione tytułem "Bezpieczna Szkoła" - czy w szkole jest bezpiecznie? Już na początku roku w lokalnych mediach pojawiły się niepokojące informacje odnośnie dużej ilości wypadków do jakich miało tam dochodzić. Porównano statystyki dwóch placówek. W gimnazjum, gdzie uczy się 300 uczniów (PG1) pogotowie ratunkowe interweniowało 10 razy, a wypadków odnotowano 20. Natomiast w innej nowodworskiej szkole, gdzie jest 1000 uczniów (Zespół Szkół nr 1) doszło do mniejszej ilości wypadków niż w PG1, a pogotowie ratunkowe interweniowało tylko raz... Dlaczego w gimnazjum jest tyle wypadków?

Złamania i zwichnięcia to najczęstsze urazy występujące u uczniów Fot. Pixabay

Wyciszają afery


Rodzice zauważają, że podobne wypadki zdarzają się w szkołach często. Jednak zdarzenia te są wyciszane, po to by nie psuć dobrego wizerunku szkół. Oto co mówią sami rodzice, nie tylko z nowodworskich, ale również legionowskich i warszawskich placówek oświatowych:

- Mój syn dwukrotnie miał wypadek na lekcji wf. W jednym przypadku zostałam wręcz natychmiast powiadomiona o zdarzeniu przez nauczycielkę i gdy przyjechałam po chwili do szkoły już była karetka i dziecko było badane przez lekarza. Za drugim razem było już inaczej. Syn twierdził, że grali w koszykówkę, a na sali nie było nauczycielki, która poszła do swojego pomieszczenia. Gdy się przewrócił i doznał urazu nogi, inni pobiegli powiedzieć nauczycielowi co się stało. Pani przyszła z batonikiem w ręku, którego w trakcie rozmowy z uczniem kończyła jeść - mówi pani Wiesława, mama ucznia 3 klasy gimnazjum.

-Moja córka miała wypadek na lekcji wf-u i nauczyciel smarował stłuczone miejsce jakimś kremem. Z tego co wiem to tak nie wolno, bo nauczyciele nie mają prawa podawać jakichkolwiek leków - mówi pan Andrzej, ojciec uczennicy klasy 2.

- Przez 3 lata w szkole córka miała 3 wypadki na zajęciach wf-u, a tylko raz zadzwonił nauczyciel i poinformował o zdarzeniu. O pozostałych sprawach dowiedziałam się po powrocie dziecka do domu - dodaje pani Teresa.

- Pewnego razu chciałam odebrać córkę ze szkoły. Po przyjściu okazało się, że moja córka przebywa u higienistki. Powiedziała, że kazali jej leżeć i że jej się kręci w głowie. Higienistki nie było. Do domu poszły też nauczycielki, które się nią zajmowały. Od innej pani dostałam informację, że córka biegała po korytarzu i mocno uderzyła głową w ścianę. Nikt mnie nie zawiadomił, nikt nie zadzwonił. Wzięłam dziecko i zawiozłam na ostry dyżur na tomografię. Historia skończyła się szczęśliwie. Małej nic się nie stało. Przerażające jest jednak to, że nauczycielom brak wyobraźni... - opowiada jedna z mieszkanek Warszawy.

- Jakiś czas temu córka skręciła nogę. Niby nic, ale zdziwiło mnie to, że w sekretariacie otrzymałam drugi protokół. Tłumaczono wówczas, że tamten miał błąd... Jak się później dowiedziałam, w czasie wypadku na korytarzu, gdzie miał dyżurować nauczyciel, nikogo nie było. Przyznam, że bałam się na to zwrócić uwagę i machnęłam ręką. Jakbym zrobiła raban to dziecko miałoby na pewno nieprzyjemności. Teraz żałuję - mówi Katarzyna z Legionowa.

Podobne sytuacje zdarzają się we wszystkich szkołach w Polsce. Warto wspomnieć, że wyciszanie spraw związanych z wypadkami dzieci w szkołach ma bezpośredni związek z odpowiedzialnością, jaką ponosi nauczyciel i dyrektor. Po zdarzeniu rodzic powinien otrzymać protokół wypadku, który stanowi podstawę roszczeń - czy to odszkodowania czy sprawy sądowej w przypadku, gdy nauczyciela nie było na lekcji. Warto o tym pamiętać i mimo emocji związanych ze szkodą dziecka, trzeźwo ocenić sytuację.

/mk,iw/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

z wieliszewaz wieliszewa

0 0

W szkole specjalnej w Legionowie do każdego przypadku z kolei wzywają pogotowie. Interweniują w każdej nawet błahej sprawie- mając na uwadze, że w szkole na stałe jest pielęgniarka. 17:03, 20.11.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

edytaedyta

0 0

Moja córka chodzi do gimnazjum w Warszawie. W kwietniu tego roku źle się poczuła ma lekcji i zaprowadzi no ja do pielęgniarki. Ta zadzwoniła do mnie, żebym przyjechała zabrać córkę do domu.od razu zwolniła się z pracy i pojechałam ale zajęło mi to ok 30min.w tym czasie, zadzwoniłam do szkoły żeby zapytać o stan córki, na ci pani pielęgniarka poinformowała mnie ze właśnie miała do mnie dzwonić, bo stan córki się pogorszył (traci z nią kontakt) i czy może wezwać karetkę. Masakra jakas.jak dojechałem to ratownicy juz byli i okazało się ze córka dostała zapaści. Pytanie:co by było gdybym nie mogła odebrać telefonu, gdybym zapomniała go wziąć z domu, itp.? Masakra jakas! !! Dodam jeszcze, że ratownicy byli bardzo niemili, dla córki, bo z góry założyli, że skoro to gimnazjum, to córka na pewno jest nacpana - orbi po zrobieniu testów toksykologicznych,juz w szpitalu, zostało oczywiście wykluczone. Córka leżała 2 tyg.w szpitalu. 08:16, 21.11.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

dagmaradagmara

0 0

Dla mnie to jakaś paranoja. Przepraszam Autora artykułu bardzo, ale czy jak jego własne prywatne dziecko uderzy się w domu w głowę, to od razu wzywa karetkę? Chyba obserwuje dziecko, ocenia sytuację, a potem wzywa ewentualnie pomoc. Ja bym się wściekła kiedy wydzwaniali do mnie ze szkoły, bo dziecko się uderzyło na WF. Pracują tam ludzie dorośli, którzy umieją ocenić sytuację, i nie sądzę że gdyby była to sytuacja zagrażająca życiu, najpierw dzwoniliby do mnie. Zapewne wezwaliby karetkę a potem mnie. 18:31, 21.11.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kikikiki

0 0

Karetkę wzywa się w stanach nagłych zagrożenia życia. Mocne siniaki, stłuczenia, rany drobne możliwe do opatrzenia, bóle głowy itd nie kwalifikują się do wezwania karetki.
Nagminne są przypadki nadużywania wzywania karetki do drobnych problemów.

Osoba nauczyciela, opiekuna, osoby podejmującej poszkodowanego i sam poszkodowany jeśli jest w stanie, może uznać konieczność i wezwać pogotowie.
Kwestia tej oceny jest zależna od osób które są na miejscu. To one podejmują decyzję.
Na pewno nie zrobi tego rozhisteryzowana matka po drugiej stronie słuchawki telefonicznej.
Pani Edyto nic by nie było gdyby nie mogła pani odebrać telefonu. Nie było pani na miejscu i nie uczestniczyła pani w zajściu tylko była informowana. Nauczycielka i tak wezwała by pogotowie w sytuacji omdleń. Pani się wydaje, że miałaby pani możliwość podejmowania decyzji gdy stan córki pogorszył się.

Ratownicy statystycznie częściej spotykają się z objawami toksykologicznymi w tej grupie wiekowej niż z problemami kardio lub neurologicznymi, stąd eliminacja podejrzeń od tej strony. Najważniejsze jednak, że w karetce mają sprzęt i potrafią udzielać pomocy. Ich zadaniem jest utrzymać i ustabilizować procesy życiowe poszkodowanego i przetransportować do szpitala. Bycie miłym nie jest priorytetem w ich pracy i nie muszą wierzyć, że córka nie ćpa.

Nie uwierzę w takie insynuacje, że ktokolwiek przyjdzie z batonikiem w ręku, gdy dostanie informację, że uczeń ma złamaną nogę, stracił przytomność, ma drgawki itp. Ludzie postępują wg. informacji które posiadają i zdrowego rozsądku. Dla tego stwierdzam, że ten artykuł to bzdura, zresztą widać, że oparty jest na słowach jednej ze stron. 13:48, 22.11.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%