Zamknij

Legionowo: Całkiem niedawno i zupełnie blisko. Opowieść świadka historii o holokauście

10:08, 15.10.2019
Skomentuj

3 października 1942 roku, Niemcy dokonali zagłady ludności żydowskiej mieszkającej w getcie w Legionowie. Aby uczcić te osoby i podtrzymać pamięć o tym, że również Legionowo było świadkiem tragicznych wydarzeń II wojny światowej w Muzeum Historycznym w Legionowie zorganizowano obchody z okazji 77. rocznicy tamtych dni...



Uczniowie legionowskich szkół uczestniczący w tym wydarzeniu mieli szansę wziąć udział w warsztatach edukacyjnych na temat Holokaustu (przygotowanych przez panią Beatę Narel) i posłuchać wykładu Dyrektora Muzeum - pan Jacka Szczepańskiego o historii legionowskiego getta. Dzięki Panu Dyrektorowi udało się odszukać nazwiska zgładzonych Żydów. Każdy z uczestników tego spotkania napisał na wstążce, a następnie odczytał głośno imię i nazwisko osoby, która swoje życie zakończyła w obozie zagłady w Treblince. Wstążki pamięci zawisły na wystawie w Muzeum przy tablicy pochodzącej z legionowskiego getta. Zakończeniem obchodów był Marsz Pamięci. Uczestnicy, razem z Zastępcą Prezydenta Miasta Legionowa -panem Piotrem Zdrożnym, przeszli ulicami Legionowa, na teren byłego getta, pod budynek dawnego Judenratu, gdzie minutą ciszy uczcili pamięć pomordowanych.

W tegorocznych obchodach wzięła udział pani Krystyna Budnicka, która jest honorowym obywatelem Miasta Stołecznego Warszawy i członkiem Stowarzyszenia "Dzieci Holocaustu". Dzięki pani Kindze Cieślak, nauczycielce historii w Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Konopnickiej, miałam zaszczyt i przyjemność przeprowadzić wywiad z panią Krystyną Budnicką, która tego dnia była naszym gościem.

Pani Krystyna Budnicka urodziła się w Warszawie, w żydowskiej religijnej rodzinie jako Hena Kuczer. Była najmłodszym dzieckiem swoich rodziców. Gdy wybuchła II wojna światowa miała zaledwie 7 lat. Mieszkanie jej rodziców, które znajdowało się przy placu Muranowskim 10 zostało włączone w obręb getta, dlatego rodzinę ominęła konieczność przenoszenia się ze swojego mieszkania do getta. To pozwoliło zachować cząstkę rodzinnej normalności. Życie w getcie było koszmarem. Głód, strach i śmierć były stale obecne w życiu państwa Kuczerów i innych rodzin żydowskich tam zamieszkałych. Ale fizyczne trudności nie były jedynymi. Pani Krystyna Budnicka opowiedziała nam poruszającą historię o sytuacji, która przytrafiła się jej ojcu.

Pewnego dnia dwóch młodych niemieckich żołnierzy postanowiło zabawić się jego kosztem. Obcięli mu połowę pięknej siwej brody, a następnie drwiąc z jego wyglądu tańczyli wokół niego. W ten sposób bardzo upodlili starego człowieka i doprowadzili do kompletnego załamania psychicznego. Od tego feralnego wydarzenia ojciec przestał być duchowym przywódcą swojej rodziny.

Na porządku dziennym były deportacje do obozów zagłady. Niemcy wpadali do mieszkań i siłą, nie zważając na nic, zabierali domowników. Ojciec i bracia pani Krystyny zajmowali się stolarką, dzięki temu wyspecjalizowali się w budowaniu wszelkiego rodzaju skrytek, co pomogło częściowo ocalić ich rodzinę. Początkowo skrytki budowali w mieszkaniu, a gdy to nie wystarczyło trzeba było pomyśleć o czymś trwalszym.

W lipcu 1942 roku rozpoczęli budowę bunkra ziemnego (bunkrem nazywano skrytkę, która mieściła się w piwnicy i była zaopatrzona w żywność i wodę, a więc była doskonale przystosowana do kilkumiesięcznego przetrwania). Najważniejszym atutem bunkra było jego połączenie z kanałami. W wyniku pozyskanych informacji o wywózkach rodzina Kuczerów, niestety już wtedy niepełna, zeszła do bunkra razem z kilkoma innymi rodzinami. Pani Budnicka wspomina, że pobyt w bunkrze był okresem bezczynności. Większość czasu po prostu leżała na pryczach, gdyż zapasy żywności były ograniczone i trzeba było zużywać jak najmniej energii. Nie angażowano jej w żadne działania, ponieważ była najmłodszym dzieckiem i podlegała rodzinnej ochronie.

W kwietniu 1943 roku wybuchło powstanie w getcie. Bracia pani Krystyny należeli do żydowskiego ruchu oporu i aktywnie włączyli się do walki. Zdawali sobie jednak sprawę ze stanu zdrowia ojca. Wiedzieli, że są podporą rodziny, dlatego wrócili do wybudowanego przez siebie bunkra. Skrytka spełniła swoje zadanie i ochroniła znajdujących się w niej ludzi, ale podczas walk cały teren getta płonął i temperatura w pomieszczeniu była nie do wytrzymania. Wyjściem z tej sytuacji okazały się kanały, gdyż było tam znacznie chłodniej. Jednak rozwiązanie to nie posłużyło na długo. Gdy Niemcy zorientowali się, że kanały były drogą ucieczki zaczęli je zagazowywać.

Pani Krystyna wspominała powstanie w getcie, jako czas nieustannego przemieszczania się z bunkra do kanałów i na odwrót. Udało im się przetrwać, ale pomieszczenie z żywnością zawaliło się. Pozostał tylko jeden worek owsa. Jednak oni nie poddawali się. Nawiązali kontakt ze stroną aryjską informując, że kończy im się żywność i muszą uciekać. W tym czasie jeden z braci - Rafał- zachorował i dzięki organizacji oraz pomagających im Polakom, udało się wydostać go na powierzchnię.

Jednak w końcu bunkier przestał być ochroną, gdyż został przypadkowo odkryty przez ludzi szukających ukrytych przez Żydów kosztowności. Gdy skrytka została odkryta, większość z osób tam przebywających wraz z panią Krystyną, ukryło się w kanałach. Z nieznajomymi ludźmi na górze kontakt nawiązali dwaj bracia pani Krystyny i jeden z dorosłych mężczyzn ukrywających się z nimi. Nie zdradzali, że jest ich więcej, ale poprosili o jedzenie. Gdy wyszli na ponowne spotkanie, ukrywające się osoby usłyszały tylko odgłosy strzałów. Bratowa pani Budnickiej wyszła na zewnątrz, lecz po żadnym z nich nie było już śladu. Musieli natychmiast uciekać, gdyż ich schronienie nie było już bezpieczne. Po raz kolejny skontaktowali się ze stroną aryjską i Polakami, szybko zorganizowano im pomoc w ucieczce. Droga do upragnionej wolności okazała się jednak "drogą przez mękę".

W umówionym miejscu okazało się, że właz, którym mieli wydostać się na zewnątrz został zaspawany. Jedyną możliwością było szybkie przejście do następnego włazu. Pomagający im Polacy ryzykowali swoim życiem. Jednak nie wszyscy mieli siły iść dalej. Rodzice pani Krystyny ze względu na wycieńczenie fizyczne i psychiczne postanowili zostać na miejscu. Ich starsza córka, jedyna siostra pani Krystyny, podjęła dramatyczną decyzję o pozostaniu z rodzicami. Reszta zdecydowała się iść dalej. Mimo tragicznego rozstania ciągle mieli nadzieję, że wkrótce się spotkają i rodzina będzie razem.

W swojej opowieści pani Budnicka mówiła, że w tamtym momencie wierzyła, że jej brat Rafał wyciągnie rodziców. Została tylko z bratową i zaledwie o półtora roku starszym bratem, który pomimo młodego wieku towarzyszył wszędzie starszym braciom, dzięki czemu doskonale znał rozkład kanałów. To jednak nie był koniec problemów. Droga do następnego włazu prowadziła przez kanał główny, zbierający ścieki z dopływów. Podczas próby przejścia go chłopiec wpadł i tylko cudem udało mu się wyjść i doprowadzić rodzinę do wyjścia.

I tak po 9 miesiącach pobytu pod ziemią, we wrześniu 1943 roku, pani Budnicka dostała się na stronę aryjską. To właśnie wtedy nazwano ją Krysią. W jednym z wywiadów pani Krystyna stwierdziła, że wyglądali jak "żywe trupy", dlatego też przewożeni byli w workach. Dzięki dożywieniu i opiece lekarza, pani Budnicka wróciła do ludzkiego wyglądu. Dwa tygodnie po wyjściu musiała jednak pożegnać kolejnego członka rodziny. Jej najmłodszy brat, dzięki któremu wyszli, najprawdopodobniej na skutek powikłań po zachłyśnięciu się ściekami z kanałów, zmarł.

Mimo że warunki były o wiele lepsze, strach nie przemijał. Hitlerowscy ciągle bowiem polowali na Żydów. Mogli się oni ukrywać dzięki ogromnej odwadze i bohaterstwie Polaków, którzy pomagali im przetrwać ten trudny okres. Niestety, byli i tacy, którzy stawali po stronie Niemców i za skąpe racje żywności wydawali Żydów. Pani Krystyna pamięta, że przenoszono je wiele razy do różnych zakonspirowanych mieszkań.

1 sierpnia 1944 roku wybuchło powstanie warszawskie. Pani Krystyna mówiła, że wtedy przestała się tak bardzo bać, gdyż uczestnicy powstania, a nie tylko Żydzi, byli ścigani w równym stopniu. Po powstaniu pani Krystyna została oddana do sierocińca, gdzie jak uważano miało jej być najlepiej. Wtedy też została rozdzielona z bratową. Gdy siostry prowadzące sierociniec zapytały o nazwisko, podała nazwisko ostatniej osoby, u której się ukrywała i od tego momentu została Krystyną Budnicką.

Wojna dobiegła końca, Hena Kuczer nie ma rodziców, nie ma rodzeństwa. Jedyną pamiątka jaka po nich pozostała to zdjęcie brata. Poza tym pani Budnicka nie ma nic. Wojna zabrała wszystko.

Obecnie pani Krystyna Budnicka jest członkiem stowarzyszenia "Dzieci Holocaustu". Skupia ono osoby ocalałe z Zagłady, które ze względu na żydowskie pochodzenie były skazane przez nazistów na eksterminację. Dziś dzieli się swoją historią. Gdy zapytałam ją o to, dlaczego mówi, powiedziała, że chce przekazać wiedzę o tych wydarzeniach. Chce, abyśmy, my, młodzi ludzie, mieli świadomość tego, co się wtedy wydarzyło, żeby pamięć o tych nieludzkich czasach przetrwała i żebyśmy nie dopuścili, by coś takiego wydarzyło się ponownie, bo to my będziemy kreować nasz świat.

Autorem artykułu jest Justyna Szaro - uczennica klasy 2b LO im. M. Konopnickiej w Legionowie

Artykuł do publikacji przesłała nauczycielka LO im. M. Konopnickiej Renata Kamińska

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%